wtorek, 28 lipca 2015

TymoNelkowe jedzenie.

A czy Twoje dzieci jedzą....?

Tak! Moje dzieci jedzą wszystko ;) No dobra, Nelka je wszystko, a z Tymusiem w którymś momencie popełniliśmy błąd...

Kiedy Tymuś zbliżał się do magicznego wieku 4 miesięcy przeczytałam tony poradników, stron internetowych, zdawałam pediatrze milion pytań... 

No i stało się 4 miesiąc, a że Tymuś karmiony piersią poczekalnia dwa tygodnie i dostał swój pierwszy soczek z marchewki ;) Troszeczkę, łyżeczką... W sumie to naparstkiem, bo łyżeczka to za dużo powiedziane, 2-3 łyżeczki i sprawdzanie czy nie uczyła,  na drugi dzień to samo po troszku zwiększając porcję przysmaku... Później blendowana marchewka-tak postawiłam na zdrową mamusiową kuchnię, bo słoiczkowe obiadki ... No cóż- zapach całkiem niezły! A smak obiadku? Hmyyyy mi to przypominało gęstą wodę... Na prawdę! Każdy obiadek, którego dane mi było próbować smakował tak samo... No z wyjątkiem tego z rybą, bo te odrzucają już przy otwarciu słoiczka... 

Pomijając zapach i smak tych obiadów- zastanawialiście się kiedyś dlaczego mają tak długą datę ważności? Przecież to starannie wyselekcjonowane warzywa... Taaaa mamuśki, które dają dzieciom te pyszności niech spróbują ugotować w domu ziemniaczka i marchewkę, zblendują je, a potem porównają smak z tym słoiczkowym. Jest różnica prawda? 

 Nie mówię, że moje dzieci nie jadły słoiczków. Owszem jadły je, ale od święta. Np. Jak gdzieś jechaliśmy czy po prostu był już czas, a ja z obiadkiem byłam w proszku... Takie sytuacje zdarzały się na prawdę rzadko. W końcu przecież i tak gotowałam dla siebie, męża i babci... Cóż to za filozofia wrzucić ziemniaczka, marchewkę i np. brokułka. Zazwyczaj robiłam obiadki na jeden dzień, bo nie cierpię odgrzewanych ziemniaków, to przecież dziecku tego nie dam.

Słoiczkowe deserki to już inna bajka... zwłaszcza zimą nie byłam w stanie zapewnić dzieciakom różnorodności w owocach więc przez pierwszy czas dostawali słoiczki. W odróżnieniu od obiadów te mają smak ☺

Kiedy Tymuś miał około 6-7 miesięcy (a Nelcia tuż przed 6) zaczęła się jego przygoda z samodzielnym jedzeniem. Się nasłuchałam.... o matko!
"Za duże kawałki" 
"Ze skórką dajesz?!"
 "Takie cos?! Nie za wcześnie?!"

Słyszałam, że niektórzy rodzice blendują jeszcze jedzenie przedszkolakom! To jest dopiero masakra!

Ciężko jest być mamą wiecie?
Sugerując się tą całą paplaniną przystopowałam z nowościami, tłumaczyłam Tymkowi, że np. jest za mały na białą kiełbaskę...

Taaaa i tak mu w główce zostało... Teraz ciągle słyszę, że jest za mały, że to dla dużych itp... Po prostu dałam ciała na pełnej linii...

A Nelcia? Nelcia jak spróbowała soczku z marchewki wyrwała łyżeczkę i ambitnie wysysała z niej ostatnie soki... i tak już Nelci zostało...

Chętnie próbuje nowych rzeczy, a najbardziej lubi mięcho mięcho! Nie ważne, czy to szynka, gotowane, smażone, pieczone czy też kabanos... Zje wszystko! Szkoda, że Tymek zjada tylko chlebek z masełkiem...

I Tymuś i Nelcia kończąc rok jedli samodzielnie łyżeczką lub widelcem! Warzywka na początku lekko rozgotowałam, żeby zminimalizować ryzyko zakrztuszenia, bo wprost rozpływały się w ustach 😉

Tym sposobem nasze dzieci wcinają jabłka, pomidorki, śliwki i inne takie ze skórką, arbuza jedzą z pestkami...

Jak wcześniej wspomniałam postawiłam na domową kuchnię, ale nie oznacza to, że dzieciaki nie goszczą się czasem na mieście. Uważam, że skoro na co dzień jedzą zdrowo to od czasu do czasu mogą zjeść kupną pizzę, frytki czy inne smakołyki! Czasem jeździmy do McDonalda gdzie Tymek z radością wycina frytki czy kurczaka... Nela zresztą też... Oboje mają się dobrze, mało chorują, a waga ich jest w normie.

Bardzo rzadko kupuje dzieciom soki... na co dzień piją wodę, na przekąski często są owoce lub chrupki kukurydziane. Mało słodyczy jedzą, a jeśli już to dostają od innych ciastka, ale nie od mamy ;) Mama otrzymane smakołyki zazwyczaj dzieli na pół , zęby nie zjedli po całym. I żyją.

Wiadomo to są dzieci i często jest tak, że marudzą, że soczek, że cukierki itp.itd...
Soczki owszem dostają, ale staram się wybierać te z najmniejszą zawartością cukru!

Kakao? Owszem! Ale to tradycyjne z "wiatraczkiem" i zawsze bez cukru! Czasem na specjalne życzenie słodzone miodem, ale rzadko, do miodek lepszy np.na bułeczce.
Herbatki nie słodzą, bo po co?
Ryżów, kasz, makaronów nie solę podczas gotowania. To samo zresztą że wszystkim... Solimy dopiero na talerzu. Skorzystał też na tym TymoNelkowy tatuś, który solił bardzo dużo... Teraz soli dużo, dużo mniej...

Odkąd jestem mamą zaczęłam zwracać uwagę na to co jemy. W tym roku "szaleje" z zaprawami. Mamy dżemiki z truskawek, wiśni i będą jeszcze jagody i powidełka. Wiecie ile mniej cukru mają takie domowe pyszności?

Bardzo nie lubię, kiedy gdzieś jedziemy, a tam uwsteczniają mi ich i ładują im w te małe główki, ze są za mali np.na jabłko ze skórką... krew mnie zalewa! Ostatnio np. Teściowa zabrała Nelci widelec, bo nie mogła patrzeć jak takie małe dziecko je widelcem... Taaaa wiecie czym to się skończyło? Neluszkowym płaczem... A Nelka często bez widelca po prostu nie chce jeść...

Jestem bardzo ciekawa jak u Was wygląda/ło wprowadzenie jedzenia?
Macie łasuchy, czy raczej niejadki?

Piszcie!

Joasia K.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz