piątek, 31 lipca 2015

Mały mądrala!

"Nie dotykaj tymi czarnymi łapami, mojej siostry!"

Powiedział Tymuś do chłopca, który chciał dotknąć Nelki brudnymi rączkami...

Szczerze? Się zawstydziłam... ale z drugiej strony... Zawsze chciałam mieć starszego brata, który będzie o mnie dbał, a że to nie wyszło, to chociaż Tymuś zaopiekuje się Nelką... mogę spać spokojnie!

Dziś moje słodkie małe dziecię zaserwowało mi taki wykład przed śniadaniem:

"Mamooo poproszę zrób mi jajecznicę, ale mam do ciebie sprawę - niech nie będzie przypalona i bez cebulki proszę!"

Szczękę zbierałam z podłogi... Jak już ją pozbierałam zapytałam, czy kiedykolwiek przypaliłam mu jajecznicę, a on mi na to "no nie mamusi, tylko Ci przypominam"

25 sierpnia Tymuś skończy trzy latka... kiedy to zleciało? Pamiętam jakby wczoraj - jak zobaczyłam dwie kreseczki na teście... Radość i przerażenie, ale kiedy ujrzałam na monitorze bijące serduszko... Cudowne, niesamowite uczucie!

Jejuuuu jak ja na niego czekałam! Ależ mnie wzięło na wspominki....

Chcecie się dowiedzieć jak Tymuś przyszedł na świat? :) Tak? To zapraszam!


Tymuś był przenoszony. Miałam wypisane skierowanie na piątek 24 sierpnia 2012 roku, by zjawić się w szpitalu...

Wyjechaliśmy z domu ok 8 rano,  a koło 11  byłam "już"  na sali - trafiłam na miłą dziewczynę w pokoju i ogólnie super!

Jak dojechaliśmy przed przyjęciem na oddział oczywiście ktg, usg... Pan doktor fajowski, humor mu dopisywał : "łoooo ale ma pani duże dziecko" Przerażona pytam:  "jak duże?" a on mi "no duże" i się śmieje.  Mierzy, mierzy i mówi: "nie wiem co Pan jadła, ale dobrze Pani jadła" i powiedział, ze mały będzie miał MIN 4100 i mam to powiedzieć lekarzowi .... śmieszny miły doktor ;) 

Czyli w  piątek nic ciekawego się nie działo...  na popołudniową wizytę przychodzi moja pani Gin i tak patrzy na mnie zdziwiona i pyta co tu robię no to ja jej mówię, że kazała przyjść to przyszłam.  "Moja" Pani Doktor założyła mi balonik (już daruję sobie pełne opisy) i tyle tego pierwszego dnia się działo. O. ;) 

Dobra jedziemy dzień drugi najważniejszy!

Pobudka 5 rano... musiałam sie zapakować torbę zabrać no chwilkę przed 6 przyszła po mnie moja Pani doktor ściągnąć balonik... bo oczywiście nie wypadł... 

No i rozwarcie 1,5 cm, skurczy zero, zaczynamy walkę! Przechodzę na  porodówkę, kroplóweczka 6:15 pierwszy skurcz i od razu 60% przychodzi położna i mówi : "dobrze jest Ok! " no to ja zadowolona z torbą wciśniętą w kąt sali czytam sobie książkę podpięta pod ktg skurcze już regularne co 15 minut! Pełnia szczęścia! Sobie myślę "uwinę się przed południem" ha ha Taaaaak nic bardziej mylnego! 

 Mąż mój wspaniały -Wojtek- przyjechał, oddychał razem ze mną, wspierał, wysłuchiwał... Wiecie jak było fajnie? Skurcze co 5 minut, ale jakieś takie kiepskie.... No i zrobiła się godzina 13, a standardowa procedura jest taka, z właśnie o tej porze jak nie ma postępu,  robią badanie i odłączają od ktg i wraca się na normalną salę, ale już na bloku porodowym... Badanko ginekologiczne, rozwarcie 1,5 cm, ktg przejrzane, wody płodowe czyściutkie wszystko gra.... no to wysłali mnie na salę, nie pamiętam, która to dokładnie była godzina Wojtas pomógł mi się rozpakować ,a skurcze jakby się nasiliły-  pomyślałam sobie, że pewnie mi się wydaje, bo jestem zmęczona, kręgosłup bolał masakra.... 

Wszystko mnie bolało no to mówię do Wojtka - idziemy pod prysznic -no i poszliśmy wróciliśmy, niby lepiej...  Ja zmęczona jak cholera,  a Wojtek mówi, że mam pospać a on jedzie se myślę ok, po co ma chłop siedzieć i patrzeć jak śpię? ;) 

Pojechał.... Ledwo co chłopak drzwi wejściowe od szpitala zamknął  i się zaczęło.... nie dało się czytać książki, nie dało się przespać... Zapadałam w mikro drzemki, budziłam się na skurcze.... 

Poszłam do łazienki, Popłakałam się po drodze, mówię do położnej, że boli, że nie dam rady, że mają mi dać coś przeciwbólowego - za chwile przyszła do mnie lekarka i pyta co się dzieje - to mówię, że boli, że spać się nie da, że jak się mały rusza to boli, że skurcz, że coś... 

Ona mnie pyta ile trwają skurcze a ja jej na to że nie wiem...

Kazała liczyć [no taka procedura] to licze... i wyszło na to,  że mam skurcze co 4 minuty, a sam skurcz trwa ponad minutę... ryczę już z bólu i idę do niej i mówię,  że nie dam rady,  że ma mnie zbadać i w ogóle.... mówi "oczywiście" 

A ja na to że lecę jeszcze do łazienki oPani Gin czeka w gabinecie, wracam siadam giry rozkładam ona zagląda i pyta "czy czuła pani, żeby Pani coś pociekło/ ciekło, zauważyła Pani jakieś zmiany na wkładce?" nie... 

Patrzy i patrzy i bada i mówi,, "rozwarcie 3cm wody zzieleniały zabieram Panią na porodówkę" 

Zbledłam.... 

No to idę, znów się pakuję [2raz jednego dnia] i piszę do Wojtka "idę na porodówkę, zzieleniały mi wody, zaczynam rodzić. zadzwoń do rodziców, że nie mają przyjeżdżać" na co mój kochany mąż.... co rozbawiło mnie tak, że zapomniałam o skurczach bo uwaga, uwaga dostałam od niego wiadomość : 


"możesz napisać jeszcze raz bo mi przyszło pół smsa" 


stać mnie było na "rodzę"  :) Więcej nie byłam w stanie!

Dali mi swoją szpitalną koszulę, taką fajną zieloną z dekoltem po sam pas :D 
Przyszła też super fajna położna i walczyłyśmy... Po 15 minutach przyjechał W, bo był u swoich rodziców. Pani położna mu powiedziała co ma robić i dzielnie się spisywał, a że skurcze męczyły, a ja byłam coraz bardziej zmęczona położna wezwała lekarza na inspekcje.  Okazalo się, że mam już 6 cm rozwarcia i że za godzinę sprawdzi co i jak i podejmą decyzję co dalej... No i zrobiła się godzina 19... czyli 13 godzina walki.... Pan doktor powiedział  "rozwarcie 6 cm główka wysoko... "

Czyli brak postępu... 

Powiedział mi jakie są zagrożenia no i wyrok... cesarka....  Oczywiście mogłam się nie zgodzić, próbować naturalnie, ale kiedy usłyszalam, że jest już duże ryzyko dla dziecka nie miałam wątpliwości!

W sumie oo się ucieszyłam, bo chyba bym umarła gdyby się dalej na de mną pastwili ;)

Zanim mnie zabrali na salę zaczęłam już Wojtkowi przeklinać, ale miał chłopak ubaw! Ogólnie żeśmy się jeszcze pośmiali, ja przez łzy, ale poczucia humoru nie traciłam :) Przyszedł w końcu ten lekarz i mówi mi o wszystkim i pyta, czy zależy mi na cięciu kosmetycznym, czy nie, a ja mu na to:  Nie, bo po co?  Ma robić tak by było dobrze i pytam go, czy tej mojej fałdki tłuszczu nie można by trochę wyciąć? Mina lekarza - bezcenna!!! Lakarz z przysłowiowym "jajem" to mówi mi "Wyciąć nie, ale  możemy  wygrilować,  bo mamy dwie patelnie,  to akurat" 
a ja mu na to "dobra może byc" :D 

Nadeszła godzina zero...

Wojtek trochę zestresowany.  Później  mi opowiadał, że jak powiedzieli, że cesarka,  to cały personel nagle się zleciał, wszystkie tam stały, słuchały i grzecznie wykonywały rozkazy. 


Pojechalam na blok operacyjny.... Zabieg robiły mi dwie babeczki, więc próbowałam z tym tłuszczykiem, czy aby na pewno sie nie da, ale coż  byli nieugięci... Dali mi zastrzyk no i przestałam czuć wszystko od pasa w dół.... 

jak wyciągnęli malego to usłyszałam "syn" a chwilkę później:


 " o nie osikał mnie i pół podłogi" 

Zanim pani go doniosła do miejsca gdzie go czyścili... zrobił kupke jeszcze :) 


Przytulili mi go do buzi, dałam mu buziaczka, a on już szukał cycka  <3 Więc mnie oślinił :)  Cudowne uczucie! Pani powiedziala, że ma 10/10 i słyszalam jak gadały miedzy sobą, że jest piękny, bo ma ładne kolorki, jest duży i bardzo silny i że rzadko się takie zdarzają. 

To dopiero moja mamusina duma urosła. 



Później mnie zaczęły męczyc drgawki [ponoć normalka] małego zabrali do inkubatorka, a ja patrzyłam jak co jakiś czas pojawia się ręka z igłą i nitką. To był widok ^_^ 

Ogólnie rewelka. 

Skończyli zabieg, zabrali mnie na salę, a tam zaraz przyszedł dumny tatuś, rozpromieniony, szczęśliwy i pokazał mi zdjęcia małego... 




Pani połozna zaglądała do mnie często dbała i ogólnie personel rewelacja, nic mi nie brakowało!  



Jeszcze jak Wojtuś  u mnie był to mi powiedział, że rodzice moi jednak przyjechali i przyjechała moja siostra i ciocia....  wszyscy czekali między blokiem porodowym, a blokiem noworodków na korytarzu :) a mój tata ubrał wdzianko i czekał z Wojkiem przy porodówce i tylko jak Tymek wyjechał, to oboje podbiegli do babeczki, a ona zdziwiona 
"to dziecko ma dwóch tatusiów?!" 

No to ją uspokoili, że jeden to tatuś, a drugi dziadziuś. 
Biedna wyszła na korytarz, a tam 3 ryczące baby!

Pani położna się uśmiała przy opowieściach Wojtka i ogolnie było fajnie! Bardzo miło wspominam ten czas!


Mama weszła do mnie na chwilę i pojechali, a ja padłam jak kafka. Co prawda budziłam się czasem jak piguła przychodziła, ale spałam dobrze. 


Na drug dzień wysałam Wojtka, żeby poszedł sprawdzić jak mały, żeby mi przyniósł nowe zdjęcie, a on wrócił z młodym!  Pani mi go podała i mały jadł! 
Taka słodyczka! Niestety szybko mi go zabrali...  aaaa jeszcze rano kazali mi sie podnieść, tak o 5 i pani była ze mnie dumna, że mi tak ładnie poszło! Całkiem dobrze się czułam. 
Po południu przyjechali rodzice, zapakowali mi torbę [znowu] i pani zabrała mnie na oddział poporodowy.  Rodzice mnie rozpakowali i sobie pojechali,  a ja trafiłam na zmianę takiej zołzy, że aż się bałam o cokolwiek prosić.... 









I tak minął mój pierwszy dzień po cesarce... Drugiego dnia, od rana przywieźli mi młodego i zostawili... Lekka panika mnie ogarnęła bo to jednak cały dzień opieki nad maluszkiem. Sama, bez pomocy, bez rad, bez niczego... Dałam radę :) Z ciezkim sercem, ale na noc go oddałam, bo byłam wykończona.... Ostatnia przespana noc ;) 





No i kolejny ranek dostałam Tymusia, ale  już go nie oddałam ;) 

I tak już prawie 3 lata... 

Ale się napłakałam pisząc ten tekst... 

Z Neluszką było zupełnie inaczej, ale to już innym razem :) 


Siadając dziś do komputera, chciałam Wam poopowiadać jaki z Tymusia mądrala ;) Jaki mądry chłopiec z niego rośnie! Teksty czasem ma powalające, a oprócz tego wchodzi w etap: 



"a po co, a dlaczego, a co to jest...."

No cóż średnio mi wyszło :) 




Kocham tego małego zbója nad życie, i żałuję, że dni uciekają Nam tak szybko... Mój mały wielki mężczyzna za miesiąc rusza do przedszkola! Tak bardzo się cieszyłam, ale czasem na samą myśl ogarnia mnie taki smutek, że nie będę przy nim jednak te 24 godziny na dobę, że rusza nową drogą beze mnie... Mimo, że staram się go wychować na samodzielnego mężczyznę, to żal mi, że nie będę mu mogła dać buzi jak się przewróci... Nie będę widzieć jakie robi postępy.... 

O mamooooo! Się rozkleiłam! 
Kończę! 


Jutro ruszamy na tygodniowe wakacje, z ograniczonym dostępem do internetu, ba! Nawet do telefonu... Na pewno pojawi się kilka zdjęć na Naszym Facebooku, więc zaglądajcie! 

A 5 sierpnia będzie niespodzianka! 

Do poczytania!
Joasia K.


czwartek, 30 lipca 2015

Zdaje się, że miałam fajny dzień.

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego zdaje się ?

Jestem mamą dwójki maluchów. To zdanie wyjaśnia wszystko...

Jakiś czas temu czytałam na jakimś blogu tekst coś o 5 powodach, dla których warto mieć drugie dziecko szybko. Taaaa ja znalazłam 5 by tego nie robić...


1. Nie poświęcam Tymusiowi tyle czasu ile bym chciała... Przykra prawda. Nelcia niestety potrzebuje zdecydowanie większej uwagi. Boli mnie to, zwłaszcza, jak mi ktoś wytknie, że na za dużo pozwalam Tymkowi. Serio? Ja jestem JEDNA ich jest dwoje... Jestem tylko człowiekiem, który tez potrzebuje czasem ciszy i spokoju... TAK! Mam ciszę i spokój po 22.... a ile człowiek może siedzieć po nocach skoro nie wiadomo, czy następny dzień zacznie się o 6 czy o 9? W sumie, to ani Nelci, ani Tymkowi nie poświęcam tyle czasu ile bym chciała... spragniona urlopu każdą chwilę spokoju wykorzystuję dla siebie...

2. Z pieluszek w pieluchy... Tymuś mając 11 miesięcy wołał fuu na nocnik. Odmieniło mu się gdy zaczęłam pracę na pół etatu... (W żłobku, gdzie kup było jeszcze więcej ;) ) Odpieluchował się na dobre, gdy Nelcia miała miesiąc - z dnia na dzień. Ot tak po prostu od tego czasu zdarzyły mu się tylko 3 kupowe wpadki, kilka razy nie zdążył siusiu i w nocy "aż" 2 razy. Super prawda? Taaaa Tylko teraz Nelcia odmawia współpracy z nocnikiem.... W nocniku można trzymać zabawki, bawić się z nim, ale absolutnie nie na niego siadać! Nie wie do czego służy nocnik? O nieee! Doskonale sobie z tego zdaje sprawę! To bardzo mądra dziewczynka... Wie co się do niego robi. Teoria jej wystarcza. Nieważne, że jak zrobi fu to przyjdzie po swojemu, na migi pokazać o co chodzi... Na nocnik nie usiądzie, bo nie!

3. Na co komu sen? Tymuś pod tym względem był idealnym dzieckiem. Gdyby nie to to chyba bym się na drugie dziecko nie zdecydowała tak szybko ;) Nela dała mi w kość oj dała...  Już w ciąży z Nelcią kiepsko sypiałam... W przeddzień porodu długo nie mogłam zasnąć, pamiętam, że jeszcze o 3 oglądałam TV... O 5 obudziły mnie skurcze... Prawdę powiedziawszy- do dziś nie odespałam...
Jak wcześniej wspomniałam Tymek pięknie spał, mając miesiąc potrafił już przespać całą noc... Nela ma miesięcy 13 i do tej pory przespała może z 20 pełnych nocek u siebie w łóżku.... Teraz nie sypia już najgorzej, ale ok 3-4 muszę ją wziąć do siebie, bo inaczej się po prostu nie da.... Pierwsze miesiące życia, w sumie to ok 9miesięcy (do dziś zdarza się sporadycznie)  Nela śpiąc ze mną wyrywa mi włosy, liczy zęby, sprawdza czystość uszu i nosa... Fajnie prawda? Był czas, że bez przerwy spałam np. godzinę... Zdarzało się tak często... A potem i tak od męża usłyszałam, że : "przecież spałaś 8 godzin i jeszcze Ci mało?" Tak! Sen na raty to jeszcze większa masakra niż jego brak...

4. Organizacja... Zawsze wszystko biegiem... Spacer, zakupy, obiad, ogarnąć trochę zabawki by dało się przejść... Czasem tak jak np. dziś brakuje mi miejsca w wózkowym koszyku by zmieścić wszystko na plac zabaw... Dzisiaj: ni to ciepło, ni zimno... A może się zrobi cieplej? A może jeszcze się ochłodzi... Więc zabrałam 2 bluzy, dla Nelci jeszcze koszulkę z krótkim rękawkiem, bo przecież w końcu większość czasu siedzi, albo stoi w piaskownicy obsypując wszystkich pisakiem, więc za dużo nie lata, to mi zmarznie dziewczę w krótkim, ale jak wyjdzie słonko i przygrzeje, to mi się przecież w tym długim zagotuje prawda? Dobra. Buty... Jakie buty im zabrać? Plac zabaw super fajny, ale daleko od domu... Założę sandały to może girki im zmarzną? Wieje dziś okrutnie... no dobra półbuty i skarpetuszki na nogi...A jak się zrobi gorąco? Dobra sandały wsadzę do wózka... Pieluchy, 2 picia, bo przecież jak Tymek będzie pił, to w tym samym momencie zacznie się chcieć Nelci... I odwrotnie! Dobra. Mam. Teraz tak, pieluszki, mokre chusteczki... Jak nie przytrafi się kupa, to na pewno będzie trzeba wyczyścić rączki i buźki... Wychodzimy z domu i... Wiaderko, łopatka i foremki! Oczywiście razy 2 bo po jedym się nie godzi, nieważne, że piaskownica była pełna zabawek i się nie przydały... Zabrać było trzeba! Idziemy... "Mamoooooooooo, a kupisz mi drożdżówkę?" Dobra, wchodzimy do cukierni po 2 drożdżówki... Idziemy z koleżanką, więc kupię jaszcze ciasteczka - będzie przyjemniej... Ok. A woda dla mnie! Dieta-  no trzeba pić! Okej... Właśnie! Moja dieta! O 11 trzeba zjeść przekąskę! Zapomniałam i wchodzę do sklepu... 2 nektarynki.... Nieee, jednak 4, bo jak ja zacznę jeść to od razu będą mi wyrywać! Dobra. Idę dalej, myślę, trochę na tym placu posiedzimy, skoro tyle będziemy się na niego wlec... Okej Poproszę jeszcze 4 paróweczki. "Mamo, mamo a kupisz mi soczek?" No dobra... Ale teraz tak, kupię te ze słomką, Nela od razu połowę wyleje... Kubuś play? Nela będzie pluła, bo taki ma styl...a no i tacham już 2 flaszki z wodą z domu... Dobra bierzemy litrowy sok w kartoniku. Dolejemy do wody mamusiowe sumienie będzie spokojniejsze, a dzieci szczęśliwe... "Mamoooooooo a mogę wziąć te chrupki?" -kukurydziane chrupki dobra rzecz! A dawno już nie mieli...
Ile do tego wózka zmieściłam? Już się zgubiłam! A i jeszcze synu zamówił dużego minionka... a na placu może znajdę chwilę żeby podziergać, więc tacham jeszcze włóczki i szydełko.... Dotarliśmy na plac! Hurrraaaaaaa!!! Dobra. Przyznam szczerze, dzieci bawiły się pięknie i miałam chwilę na pogaduchy z koleżanką Asią i dzierganie, a jak latałam za Nelką, to Asia mi podziergała i powiem szczerze - ruszyło z miejsca ;)

5. Zero czasu dla siebie, że o prywatności w toalecie już nie wspomnę... Nawet moje szydełkowanie ogranicza się do zachcianek moich skarbów! To takie pozorne chwile dla mamy, gdzie może usiąść i po szydełkować... Niby czas dla mnie, a jednak ciągła presja... "Mamoooo, a skończyłaś już dla mnie ..... ? " "Mamooooo, a zrobisz dla mnie...?" No i jak mam odmówić własnemu synowi? ;)
Wcześniej Wam nie wspominałam, ale mieszkamy z babcią ( nie ,nie jest to super, cool, fajowsko!) Kuchnie mamy na piętrze i łazienkę też. Z pokoju do kuchni trzeba jeszcze pokonać 3 stopnie, które są niesamowicie niebezpieczne dla Nelci... Tak, że każda wizyta w toalecie do powrotu tatusia z pracy łączy się z widownią, która ma milion pomysłów na to by coś zbroić.... Taaaaaa

A gdy wraca tatuś, to ma tysiąc i jedną rzecz do wykonania, tatuś jest zmęczony po pracy i musi poleżeć... Bo mama siedzi w domu, leży i ładnie pachnie. Proste prawda?

Bycie mamą to najtrudniejsze zadanie, z którym przyszło mi się zmierzyć... Testy do gimnazjum, matura, studia, sesje, egzamin licencjacki, pisanie pracy magisterskiej, obrona - wszystko to jest tylko przyjemną chwilką w porównaniu z  byciem mamą. A dodam, że Licencjatu broniłam z Tymusiem, a pracę mgr pisałam z dwójką dzieci, nawet na obronę z nimi jechałam, bo nie było innej opcji... Nelka wydrzymordka mała z nikim nie mogła zostać, więc tatuś mój kochany jechał ze mną by przez te kilka jakże ważnych dla mnie chwil pilnować moich ogrzątek ;)


Mimo wszystko, nie zamieniłabym NASZEJ decyzji o drugim dziecku za nic w świecie! Gdybyśmy mieli lepsze warunki mieszkaniowe i finansowe bez wahania zdecydowałabym się na trzecie szczęście....


Kocham dzieci ponad życie, a paradoksalnie chęć urodzenia trzeciego dziecka wzrasta wraz z poziomem zmęczenia. Im więcej dadzą mi w ciągu dnia popalić, tym więcej myślę o kolejnej porcji obowiązków...


Co jest ze mną nie tak? :)
Całymi dniami człowiek się modli o trochę wolności, a jak już ją ma, to spędza ją na rozmyślaniach o dzieciach...
Mając wyjście "na miasto" bez dzieci nie potrafię o nich nie myśleć... Wykonuję 100 telefonów, czy aby na pewno wszystko ok, a ile zjadły na kolacje, a czy wykąpane, a ile mleka wypili, a to, a tamto.... Potem zamęczam znajomych opowiadaniami i zdjęciami...

Nie wyobrażam sobie teraz życia bez Tymka i Nelci. Słowo kocham to zbyt mało!


Najpiękniejsze co w życiu wydarzyć może się,
to malutkie rączki, które obejmą cię.
A usteczka szepną słodkie słówka dwa:
- Ma..ma,Ta..ta
Tak pięknie, słodko brzmią...
Rozgrzewają serca, które słyszą to.
Prawdziwą słodyczą dla Rodziców jest patrzeć jak maleństwo rozwija się, stawia pierwsze kroki, przewraca się, a ty jesteś po to by podnieś je.
Jeżeli w miłości wychowasz dzieciątko swe,
To również miłością odwzajemni się...
 Cytat znaleziony w sieci. 


I najpiękniejszy cytat o byciu mamą

"Jestem z Tobą od pierwszego grama- Ty cały mój świat, a ja Twoja mama!" 

Cytat, który sprawia, że robi mi się cieplej, który wywołuje uśmiech, a jednocześnie wywołuje u mnie pewien lęk...  Uświadamia mi, jak bardzo życie moich dzieci zależy ode mnie....



Ogromny ciężar spoczywa na barkach każdej mamy, prawda?


ps. Inka dziękuję :* Bez Ciebie było by ciężko! :*

Joasia K.!



wtorek, 28 lipca 2015

TymoNelkowe jedzenie.

A czy Twoje dzieci jedzą....?

Tak! Moje dzieci jedzą wszystko ;) No dobra, Nelka je wszystko, a z Tymusiem w którymś momencie popełniliśmy błąd...

Kiedy Tymuś zbliżał się do magicznego wieku 4 miesięcy przeczytałam tony poradników, stron internetowych, zdawałam pediatrze milion pytań... 

No i stało się 4 miesiąc, a że Tymuś karmiony piersią poczekalnia dwa tygodnie i dostał swój pierwszy soczek z marchewki ;) Troszeczkę, łyżeczką... W sumie to naparstkiem, bo łyżeczka to za dużo powiedziane, 2-3 łyżeczki i sprawdzanie czy nie uczyła,  na drugi dzień to samo po troszku zwiększając porcję przysmaku... Później blendowana marchewka-tak postawiłam na zdrową mamusiową kuchnię, bo słoiczkowe obiadki ... No cóż- zapach całkiem niezły! A smak obiadku? Hmyyyy mi to przypominało gęstą wodę... Na prawdę! Każdy obiadek, którego dane mi było próbować smakował tak samo... No z wyjątkiem tego z rybą, bo te odrzucają już przy otwarciu słoiczka... 

Pomijając zapach i smak tych obiadów- zastanawialiście się kiedyś dlaczego mają tak długą datę ważności? Przecież to starannie wyselekcjonowane warzywa... Taaaa mamuśki, które dają dzieciom te pyszności niech spróbują ugotować w domu ziemniaczka i marchewkę, zblendują je, a potem porównają smak z tym słoiczkowym. Jest różnica prawda? 

 Nie mówię, że moje dzieci nie jadły słoiczków. Owszem jadły je, ale od święta. Np. Jak gdzieś jechaliśmy czy po prostu był już czas, a ja z obiadkiem byłam w proszku... Takie sytuacje zdarzały się na prawdę rzadko. W końcu przecież i tak gotowałam dla siebie, męża i babci... Cóż to za filozofia wrzucić ziemniaczka, marchewkę i np. brokułka. Zazwyczaj robiłam obiadki na jeden dzień, bo nie cierpię odgrzewanych ziemniaków, to przecież dziecku tego nie dam.

Słoiczkowe deserki to już inna bajka... zwłaszcza zimą nie byłam w stanie zapewnić dzieciakom różnorodności w owocach więc przez pierwszy czas dostawali słoiczki. W odróżnieniu od obiadów te mają smak ☺

Kiedy Tymuś miał około 6-7 miesięcy (a Nelcia tuż przed 6) zaczęła się jego przygoda z samodzielnym jedzeniem. Się nasłuchałam.... o matko!
"Za duże kawałki" 
"Ze skórką dajesz?!"
 "Takie cos?! Nie za wcześnie?!"

Słyszałam, że niektórzy rodzice blendują jeszcze jedzenie przedszkolakom! To jest dopiero masakra!

Ciężko jest być mamą wiecie?
Sugerując się tą całą paplaniną przystopowałam z nowościami, tłumaczyłam Tymkowi, że np. jest za mały na białą kiełbaskę...

Taaaa i tak mu w główce zostało... Teraz ciągle słyszę, że jest za mały, że to dla dużych itp... Po prostu dałam ciała na pełnej linii...

A Nelcia? Nelcia jak spróbowała soczku z marchewki wyrwała łyżeczkę i ambitnie wysysała z niej ostatnie soki... i tak już Nelci zostało...

Chętnie próbuje nowych rzeczy, a najbardziej lubi mięcho mięcho! Nie ważne, czy to szynka, gotowane, smażone, pieczone czy też kabanos... Zje wszystko! Szkoda, że Tymek zjada tylko chlebek z masełkiem...

I Tymuś i Nelcia kończąc rok jedli samodzielnie łyżeczką lub widelcem! Warzywka na początku lekko rozgotowałam, żeby zminimalizować ryzyko zakrztuszenia, bo wprost rozpływały się w ustach 😉

Tym sposobem nasze dzieci wcinają jabłka, pomidorki, śliwki i inne takie ze skórką, arbuza jedzą z pestkami...

Jak wcześniej wspomniałam postawiłam na domową kuchnię, ale nie oznacza to, że dzieciaki nie goszczą się czasem na mieście. Uważam, że skoro na co dzień jedzą zdrowo to od czasu do czasu mogą zjeść kupną pizzę, frytki czy inne smakołyki! Czasem jeździmy do McDonalda gdzie Tymek z radością wycina frytki czy kurczaka... Nela zresztą też... Oboje mają się dobrze, mało chorują, a waga ich jest w normie.

Bardzo rzadko kupuje dzieciom soki... na co dzień piją wodę, na przekąski często są owoce lub chrupki kukurydziane. Mało słodyczy jedzą, a jeśli już to dostają od innych ciastka, ale nie od mamy ;) Mama otrzymane smakołyki zazwyczaj dzieli na pół , zęby nie zjedli po całym. I żyją.

Wiadomo to są dzieci i często jest tak, że marudzą, że soczek, że cukierki itp.itd...
Soczki owszem dostają, ale staram się wybierać te z najmniejszą zawartością cukru!

Kakao? Owszem! Ale to tradycyjne z "wiatraczkiem" i zawsze bez cukru! Czasem na specjalne życzenie słodzone miodem, ale rzadko, do miodek lepszy np.na bułeczce.
Herbatki nie słodzą, bo po co?
Ryżów, kasz, makaronów nie solę podczas gotowania. To samo zresztą że wszystkim... Solimy dopiero na talerzu. Skorzystał też na tym TymoNelkowy tatuś, który solił bardzo dużo... Teraz soli dużo, dużo mniej...

Odkąd jestem mamą zaczęłam zwracać uwagę na to co jemy. W tym roku "szaleje" z zaprawami. Mamy dżemiki z truskawek, wiśni i będą jeszcze jagody i powidełka. Wiecie ile mniej cukru mają takie domowe pyszności?

Bardzo nie lubię, kiedy gdzieś jedziemy, a tam uwsteczniają mi ich i ładują im w te małe główki, ze są za mali np.na jabłko ze skórką... krew mnie zalewa! Ostatnio np. Teściowa zabrała Nelci widelec, bo nie mogła patrzeć jak takie małe dziecko je widelcem... Taaaa wiecie czym to się skończyło? Neluszkowym płaczem... A Nelka często bez widelca po prostu nie chce jeść...

Jestem bardzo ciekawa jak u Was wygląda/ło wprowadzenie jedzenia?
Macie łasuchy, czy raczej niejadki?

Piszcie!

Joasia K.


niedziela, 26 lipca 2015

Muzeum przyrodniczo-łowieckie

Dzień do.... Dobry wieczór! :)

Dzień pełen... wszystkiego!

Rano troszkę żeśmy się podłamali, bo miało być słonko, a tu lipa.... termometr wskazywał 14 stopni (WOW szaleństwo co nie?!) do tego chłodny wiatr (mało głowy nie urywał)  + chmury.... czyli pełnia "szczęścia".

Tymuś wczoraj spał u dziadków, więc ubraliśmy ciepło Nelcię i wybraliśmy się do Castoramy po nasionka na świeżą sałatę i szpinak, bo już żeśmy wszystko zjedli. Jakież było nasze zdziwienie, gdy Pan nam powiedział, ze wszystkie nasionka muszą zdać do końca czerwca. Że co? To jak już się zje całą sałatę z ogródka, to już dosiać nie można?! No pełen zaskok i obraza z mojej strony... no ale co Pan winien... Podziękowałam uprzejmie i tyle....

Od jakiegoś czasu, no może z 2 lata wybieraliśmy się do pobliskiego muzeum, więc zgarnęliśmy Tymka od rodziców i ruszyliśmy w drogę!

Masa wypchanych zwierzątek... Dzieci zachwycone "Mamooooo ale fajne te zwierzęta, ale są sztuczne". Taaaa wolałam nie uświadamiać Tymka, bo jest za mały...Fajna sprawa. O ile nie myślało się o tych wszystkich biednych zwierzątkach, które patrzyły na nas swoimi pustymi oczami.... Szczerze Wam powiem, że uczucia mam mieszane... Niby super, bo można zobaczyć zwierzęta, z bliska, na wyciągnięcie ręki...



Pani: "Proszę nie dotykać eksponatów, bo są spryskane specjalnymi preparatami."
Tymusiowe "A czemu?"
P: "Żeby ich robaki nie zjadły" 




Ale z drugiej strony.... Tyle niewinnych istnień musiało zgasnąć, byśmy mogli w niedzielę dla relaksu je sobie pooglądać....

Człowiek jest chyba najokrutniejszy z całej naszej planety... Ciągle chcemy więcej i więcej... Za nic mamy zwierzęta i naturę...  Ale to co dzieje się na świecie to odwet natury za pazerność człowieka... te wszystkie straszliwe burze, wichury i inne kataklizmy.... Postęp goni postęp, a tracimy to co ważne... Czyż nie?

Wydaje mi się jednak, że powoli ludzie zaczynają dostrzegać, ile wyrządzili złego i powoli, powoli zaczynają, a właściwie próbują znów żyć w zgodzie z naturą....  Sama nie wiem czy to jeszcze możliwe....

My np. zrezygnowaliśmy z jazdy samochodem, owszem - mamy, ale rzadko używamy.... Najczęściej właśnie w niedzielę... Mąż do pracy cały rok jeździ rowerkiem, a ja z dziećmi na zakupy pieszo ;) Jest ruch, spacerek i samo szczęście ;)  Temu zakupy robię niemalże codziennie, bo ileż można pod wózek wsadzić?

Dobra wracając do tematu.
Tymkowi najbardziej podobało sie chyba robienie śladów, co Nelcia zresztą szybko podłapała. Ile radości! Wyjść nie chcieli!



A i Nelcia znalazła dla siebie swój mały raj



Tymuś sprawdzał czy jest większy od strusia, ale ciut ciut mu jeszcze brakuje ;) 


Sale ze zwierzakami zwiedzone były wzdłuż i wszerz chyba z 10
razy! Dzieci ciągle w biegu.


Była tez specjalna sala dla dzieci z porami roku! Pięknie zrobiona!





Ach! I przecież lwów nie mogło na safari zabraknąć! I oczywiście Tymusiowe "łaaaaaaaaa" nie miało końca :) Stał i ciągle pytał czy ma taką minę jak ten lew do góry ^_^




No. 

Po obiadku pogoda zrobiła nam niespodziankę i się bardzo poprawiła, więc ruszyliśmy an wycieczkę rowerową. 15 km, a pupa to mi chyba odpadnie, ale siedzę dzielnie i piszę. Nogi też bolą więc nawet zbytnio ustać bym nie mogła :) Ale radość, radość moja, dzieci, męża i moich rodziców, którzy tez nam towarzyszyli podczas wycieczki.

Że też aparatu nie zabrałam.... "Ale jesteś gapa" jak mi to synuś często wypomina... no i ma racje.

Wiecie, że ruch i świeże powietrze zaostrzają apetyt co nie? Więc po powrocie zrobiliśmy grilla, pozwoliłam sobie na ostatnie szaleństwo przed dietą :) Od jutra czas start :P

Proszę za mnie trzymać kciuki.

Uciekam, bo kręgosłup i pupa mi odpadną! ;)


Ps. A może polecacie jakieś fajne miejsca w pobliżu Poznania, które warto odwiedzić z takimi szkrabami? Mamy w planach Biskupin, Park Dinozaurów, Kórnik.... i tyle ;)

Do jutra!
Joasia K. 




sobota, 25 lipca 2015

Szczęśliwe dzieci ;)

Miało być wczoraj jest dziś ;P

Dzieci dzielimy na czyste i.... te szczęśliwe!

Moje ewidentnie należą do tych drugich! Zawsze umorusane do granic, ale wczoraj przeszły same siebie... Dlaczego? Bo babcia Dorotka wpadła na ekstra pomysł i zrobiła pierogi z jagodami ☺



Tutaj komentarze i opisy są zbędne ☺

Od rana spacerek nad jeziorko, po drodze 3 place zabaw, radość przeplatana jękami z gorąca i zmęczeni!



Obiadek  "na mieście" Nelcia poszła spać Tymuś podczas obiadku się zregenerował więc odwiedziliśmy jeszcze Tesco



Do domku wróciliśmy "abusem" bo już się nam dreptać nie chciało...



Później mieliśmy odwiedziny Lidki-wpadła odebrać swoją nagrode! Ej! Zapomniałam o fotce :(

Noooo a potem babcia zabrała się za pierogi, a ja za odpestkowanie wiśni na dżem....






 no i zleciało... Dzieci się w wannie odmoczyły szczęśliwe zadowolone poszły spać.



A dziś? A dzisiejszy dzień wolałabym zachować dla siebie, a przynajmniej przedpołudnie...

Po południu radość, bo w końcu tatuś w domu! Ruszyliśmy na poszukiwania bagażnika samochodowego do rowerów... tak się to mówi? :P Czy po prostu relingi? Nieważne! Ważne, że było fajnie :P O!

A ja znów zahaczyłam o IKEA i tym razem kupiłam ze " Śmietnika" (sprzedaż okazjonalna) kieliszki do jajek <3 Chyba z rok na nie polowałam, a w końcu są na moją kieszeń! :) O!



Pełnia szczęścia! :)

A jak u Was mija weekend? :)


Joasia K. 










czwartek, 23 lipca 2015

Bo chamstwa nie zniosę ;)

Lubicie burze? Ja średnio... zwłaszcza, że mamy przy domu olbrzymią choinkę, która po ostatnich nieszczęściach zaczęła mnie martwić...

Dużo nie myśląc rozłożyłam u Tymusia w pokoju kołdrę wziełam poduchy i Neluchę i spałyśmy an podłodze ;) Tatuś się nie stresował więc został w wyrze :) 

Wiecie ile frajdy sprawiło to Tymusiowi o 5 nad ranem? Tatuś sie krzątał, bo wybierał się do pracy a Tymusia natchnęło na wycieczkę do rodziców... Uśmiech na jego twarzy? Bezcenny! 

" Mamoooo! Ty tutaj?! O jak fajnie! " Po chwili namysłu stwierdził "O i można się przykryć" 

Położył się i zasnął hi hi :) 



Nie mając serca go przesuwać wzięłam Nelę z powrotem do naszego łóżka, ta to dopiero miała radochę! Głośny EEEE wskazała na telewizor, że niby bajkę chce oglądać ;) A że matka rozbudzona, to mówię dobra i włączyłam Rodzinka.pl a ciągu dnia nigdy chyba jeszcze ich nie oglądałam, zawsze o jakiś dziwnych godzinach... kiedyś to było normą, że o 3-4 razem z Nelcią oglądałyśmy :) Teraz chyba zmienili godziny emisji Ufff!



Szkoda tylko, że Neluszka zrobiła pobudkę jeszcze przed 8... A Tymuś (przeprowadziwszy się z podłogi do nas do łóżka) spał prawie do 10 i nie przeszkadzały mu śmiechy Nelki i inne hałasy. 




Nelcia słucha Bednarka ;) 

Później mama moja wzięła Tymka i pojechali gdzieś z moją siostrą, a ja zrobiłam sobie konkretny spacer + wizytacja oczywiście w markecie, bo jakżeby inaczej ;) 

Tam poraziło mnie chamstwo starszych pań, które chyba nie mają co robić w domu tylko przepychać się w sklepie... Biedronka, Przejście takie, że 2 wózki ze spokojem się mijają, a ta musi Cię popchnąć, szturchnąć, a już najlepiej wleźć Ci na głowę....  Grrrr Ile można być uprzejmym? Nic ale dzielnie mówię przepraszam i robię co swoje... Podchodzę do kasy, kolejka jak nie wiem to uprzejmie proszę, by zawołała kolejną kasjerkę. Tu zaskoczenie, bo sie uśmiecha, dzwoni po koleżankę, a ta to chyba się teleportowała :)  no i super akurat stałam "pod" tą kasą zakręcam wózkiem, a tu jakaś BabaJaga bierze mnie taranem O.O chamsko pcha mi wózkiem marketowym w biedną Neluszkę próbując wypchnąć ją z kasy?! Nie to, żeby starsza Pani za mną nie stała, bo była chyba druga albo trzecia za mną...  Podkurzona juz konkretnie przez zaciśnięte zęby mówię "CHWILECZKĘ" wzrokiem Bazyliszka zostałam zmierzona, ale mówię sru, nie będzie mi baba dnia psuła.... 

Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaa 

Akcja autobus 3 chłopów stoi i patrzy, ale kto by się tam ruszył pomóc matce z wózkiem? Nie nooo, wiem przesadzam, za dużo od życia wymagam... Dobra przecież kto da radę jak nie matka? Wysiadam.... Otwierają się drzwi, kierowcy średnio udało się podjechać, krawężnik za daleko, by zjechać, za blisko by zejść.... Dobra na przystanku stoi dwóch gości dużo nie brakowało, by dłubali w nosie i drapali się po jajkach... Przednia impreza matka z wózkiem wychodzi.... Popatrzymy... 

Was też irytuje to chamstwo na ulicach? Starsi oczekują szacunku i uznania, ale zrobią wszystko by go nie otrzymać...  Aż mnie otrząsnęło! Fuj! 

No także teges ;) Wieczorem byłam na pierwszej wizycie u dietetyczki... o zgrozo! Ile kg mi po Nelci zostało... Też macie z tym problem? Ja od poniedziałku zaczynam walkę.... Kto może niech trzyma kciuki! 

Ha! Zrobiłam dziś na obiad domowe spaghetti , ale tak mnie pośpieszali, że nie mam zdjęcia wersji końcowej ;) Komu przepis ze zdjęciami produkcji? 


Można zasnąć z pilotem od autka? Można, nieważne, że autko jest... gdzieś w bliżej nieokreślonym miejscu! ;) 



Do poczytania! 
Joasia K. 







środa, 22 lipca 2015

Dziecięca wyobraźnia

Kiedy ten dzień minął?!

Z rana trochę stresów... Podekscytowanie Tymka, że przychodzi Dorian + gorąc - nie jest najlepszym połączeniem!

Ale przeżyłam! Gości doczekałam :) Od rana nasmażyłam naleśników by w kuchni nie stać i o! Rewelka!

Nikoś :) cudowne dziecko ;) 

Cały dzień na dworze! I goście!!! Oł jeeeeeeee! Tego mi było trzeba!
Doborowe towarzystwo i relaks, relaks, relaks!


Zabawom dzieci nie było końca! Dacie wiarę, że pierwszy wypadek zdarzył się dopiero około 17?! Nie?! Ja też nie!



Dzieciaki szalały w najlepsze kupiona w sobotę Tymusiowi kasa sklepowa była tak niesamowicie trafną inwestycją, że sama nie mogę uwierzyć! Serio!



Trzech chłopaków siedmio-, sześcio- i trzy- latek, kto by pomyślał, że będą się tak wspaniale bawić?
Zabawa kasą nie ograniczała się tylko do kupowania i sprzedawania, były kradzieże, pogoń za złodziejem, wymiana, targowanie i się i szczerze nie wiem co jeszcze! :)

 Śmiechy, chichy i rozpacz klientów "Gdzie moja karta?! "

 "Mamo, mamo udało mi się zapłacić telefonem!"

Normalnie pełna kultura :)


Namiot z IKEA tani, niesamowicie wytrzymały! Przyżył sztormy, 2 kapitanów, połowy wielorybów! Był też więzieniem, torem przeszkód dla chłopaków z wojska i... i chyba czymś jeszcze, ale zabijcie nie pamiętam juz czym :P






Tunel z IKEA?! Gąsienica ludojad! Kapitan Dorian wyciągał z niej nawet kosiarki, Minionki, Rowerek i oczywiście nie raz z opresji ratował Tymka i Olusia ^_^




Mini basen, tak wiem, mini mini ale na co mi większy przy dwójce maluchów? :) Pełnił funkcję morza.... Minionki pływały po nim statkiem :)

Ha! Kocham tą dziecięcą wyobraźnię!

Obiadek na łonie natury : naleśniczki z cukrem, dżemem lub jogurtem :) Ciasto naleśnikowe z "kawałkami czekolady" czyli ze zdrowym siemieniem  lnianym.



 "Ciociu te naleśniki smakują prawie jak gofry" - stwierdzenie Doriana bezcenne!



Neluszka po obiadku pojechała z tatusiem do dziadków do Poznania, za pewne uniknęła wielu niebezpiecznych sytuacji, chociażby zjedzenia przez gąsienice!

I Ciocia Justyna dołączyła do nas po pracy :) Fajnie tak poplotkować!

A na kolacje wjechała pizza... Taaaa takiej ciszy to dzisiaj nie było, siedzieli wszyscy i wcinali :) Chłopaki po zabawie niesamowicie głodni!



Ufff... Tymuś tak zmęczony, że bidulek zaraz po wyjściu gości najchętniej walnął by się na łóżko i nie wstał do rana... niestety było trzeba jeszcze się odmoczyć, bo warstwa brudku po tarzaniu się na ogrodzie miała chyba z dwa centy ;)

Dzieci śpią, a szczęśliwa matka zamiast odespać kiepską nockę ( Nelcia od 4-5 spała baaaaaaaaaaaaardzo niespokojnie...) przegląda fotki i cieszy się widząc radość dzieci...


Ale takie są już mamy... Prawda? 

Buziaki! 

Joasia K.! 



wtorek, 21 lipca 2015

Wspomnienia. Mocne. Przykre.

Mocny post na który mnie natchnęło po przeczytaniu  tego bloga

Czytałam to i wszystkie złe wspomnienia wróciły... Oprócz tego złość. 

Jak czytam takie coś to od razu mam ochotę trzasnąć porządnie patelnią w głowę takiego kogoś... serio... 

Ja matka z utęsknieniem wypatrywałam dzieci... Wiem, nie wszyscy muszą je mieć, teorie znam- dziękuję! 

Tekst, który chciałabym Wam teraz przedstawić jest starym tekstem, który miałam wątpliwą przyjemność przedstawiać na forum podczas studiów. Łzy w oczach koleżanek były niesamowitym wyrazem uznania. 

Bolało, a jakże! Ale mam swoje dwa szczęścia i to jest najważniejsze... Mamusiek, które nazywają się czasem Anielskimi Mami nie brak na całym świecie... I myślę, że nie jedną coś strzela jak czytają głośne hasła popierające aborcję..... 

Poronienie to dla niektórych temat tabu, zupełnie nie rozumiem dlaczego przemilczany? 
TA historia to zlepek mojej i kilku wspaniałych kobiet, które pomogły mi przez to przejść. Jeszcze raz chciałabym im podziękować - za czas i serce, za wsparcie i wyrozumiałość, a także za to, że zezwoliły mi na umieszczenie tego tekstu w sieci - bo kiedyś gdzieś on się już pojawił.... 






 Jestem w ciąży?
Renya_24 :[…] Te dwie kreski zmieniły cały mój świat, postawiły na głowie, pomieszały razem wszystkie możliwe uczucia... a potem zrodziły siłę i miłość, szczęście i lęk... […]
Śliweczka1988 :[…] a ja nadal nie mogę w to uwierzyć
Jestem taka szczęśliwa i taka nieogarnięta
Jeszcze do mnie nie doszło, że będę mamą!!! […]
MonikaO:
[…]jeszcze jeden test-wyszedł pozytywny, czułam się najszczęśliwsza na świecie[…]


Miałam dziś po południu delikatne plamienie... czy powinnam iść do ginekologa?”
No to jadę… powinnam być w 6t.c. ale nic nie widać…
Proszę się nie denerwować, może owulacja się przesunęła”
Po kilku dniach… JEST pęcherzyk !!!
Tato popatrz J
Zostaniesz dziadkiem J
Widzisz tą kropeczkę? To z niej urodzi się Twój pierwszy wnuk !
Jestem szczęśliwa… jeszcze nie zdążyłam Cię
poznać a już Cie kocham… Mówię do Ciebie…
Będziesz chłopczykiem! Czuję to J
Edward…
Twój tatuś marudzi, że takie imię dla Ciebie
wybrałam!  Nie wiem dlaczego… Po prostu
wiem, że będziesz chłopcem i tyle!
                             
  Pani doktor kazała mi odpoczywać… Leżę i myślę jak będziesz wyglądać…


Ciekawe, czy będziesz się marszczył jak tatuś?”
„Będziesz miał jego oczka, czy raczej moje?”

Tatuś bardzo o Nas dba J
 Pewnie już się zastanawia jak przeżyje kiedy będziesz krzyczał w nocy J
Tatuś planuje już dla Ciebie remoncik… Myśli nad nową szafą.
Myśli, gdzie by postawić łóżeczko…


Znów wystąpiło plamienie…
„Proszę się nie martwić” – mówi bardzo miła Pani doktor, tabletki i leżeć, leżeć, leżeć…
Kolejna wizyta… Pęcherzyk nie urósł…
„Proszę przyjechać za tydzień…”
Przyjechałam z mamą, bo mąż w pracy…
Wchodzę do gabinetu pełna nadziei…
„Przykro mi…”- mówi Pani doktor- „Jutro ma się Pani zjawić na oddziale…”

       Każdego dnia około 100 par w Polsce
traci swoje upragnione Maleństwo
       Każdego dnia około 100 par w Polsce
traci swoje upragnione Maleństwo


W domu płaczę.
          Tulę się do męża…
Pakuję się.
Nie ma dla Nas nadziei…
Personel medyczny bardzo miły i wyrozumiały…
Standardowe procedury…
Kolejne USG…


Czekam w kolejce… koło mnie siedzi kobieta w zaawansowanej ciąży, a przez korytarz położne wiozą noworodki…
TAK! jakiś idiota wymyślił, że USG będzie na oddziale noworodków… do jednej z sal drzwi są otwarte… Jedna mata karmi swoje maleństwo… Druga z komórką przy uchu z laptopem na kolanach mówi do położnej- „Może już ją Pani zabrać, zrobiłam co musiałam”
Na sali w której leżę są jeszcze 3 kobiety.
Jedna jest w ciąży.
Czekam na zabieg…
Dostałam tabletki…
Jestem sama…
Nie chciałam odwiedzin rodziny…
Tylko mąż miał prawo przyjechać… Tulił…
Widziałam jak mu ciężko…
Po tych wstrętnych tabletkach strasznie bolało…
Cieszyłam się, że boli… Ból był jedynym przypomnieniem, że tu byłeś…
Zaraz zabierzemy Panią na zabieg”
Jest godzina 19:40…
Leżę przygotowana do zabiegu…
W sali jest chłodno - Marznę… właściwie nie czuje już nóg.
Przychodzi spóźniona Pani anestezjolog i inni lekarze…
Podają kroplówkę… jest 20:30…
Zapadam w ciemność…
Budzę się, jestem na sali. Sięgam po telefon, jest 20:55.
Piszę SMSa „Już po wszystkim Kochanie…”
Czuję się taka pusta…
Zaczynam płakać…
Telefon ciężarnej dziewczyny z sali dzwoni.
No cześć – cisza  - Wiesz co nie idź do tego, idź tam  [..] On usunął mi pierwszą ciążę jak byłam w technikum, drugą rok temu” – znów zapadła cisza
„No jestem w ciąży. Lekarze dają mi 50/50 każą mi leżeć. Nie chce mi się już. [...] Obojętne mi to czy się urodzi. Chce iść do domu i napić się piwa”
Żałuje, że nie mogę wstać.
Jestem sama…
Jestem taka bezradna.
Płaczę…




Oddałabym wszystko by móc cofnąć czas.



Wracam do domu…
Czytam, szukam…
Miałam szczęście! Tak! Zaopiekowano się mną… dostałam wsparcie…
       Lekarze nazywają Cię płodem…
… dla mnie jesteś całym światem!

        Znieczulica personelu medycznego. Z jednej strony nie dziwię się… gdyby nie podchodzili do tego z dystansem nie jeden by pewnie oszalał… ale z drugiej… jestem osieroconą mamą… należy mi się szacunek i choć odrobina zrozumienia…

       Rodzice mają prawo do szacunku i godnego traktowania. 

Mają prawo do zobaczenia dziecka – bez względu na to, jak ono wygląda nawet jeśli personel medyczny mówi, że lepiej tego nie robić. Prawo do pożegnania i żałoby ma wielką wartość psychoterapeutyczną dla rodziców – pomaga choć trochę oswoić niewyobrażalny ból. Jeśli do poronienia doszło późno, rodzice niekiedy proszą o kosmyk włosów, zdjęcie, ksero USG czy też odcisk stópki – dla nich jedyne pamiątki, jakie zostaną po dziecku. Dlatego nie powinno się ignorować takich próśb. Rodzice powinni mieć też możliwość rozmowy z księdzem czy psychologiem. 

       Już wiemy jak powinno być!
Ale czy tak jest?
„ Mój ludzik się odmeldował” – Twój Styl
Lipiec 2011 ~ fragmenty
Pani Basia opowiada swoją historię:
 "Doktor przyjdzie do mnie? - pytałam położne. - Doktor niepotrzebny".
 Wreszcie obchód. Lekarz ubrany w dres wpada na moment, dotyka brzucha pacjentki. "No, jeszcze pani nie poroniła? Co się tak przytkało? - Widząc przerażenie, dodaje: - Nikt pani nie powiedział, że ciąża obumarła?". Świat się zawalił. "Wszystko stracone?!", wyłam w poduszkę. Cisza, inne pacjentki udawały, że śpią.


"Trzeba się TEGO pozbyć”- zabieg łyżeczkowania. Wybudzenie z narkozy. - Potworny ból i nadzieja: to był zły sen. Trwał jednak dalej, kiedy pielęgniarka wręczyła mi ulotkę: "Masz prawo do pochówku szczątków Twojego dziecka"

       „Szczątki”

 "Po co się fatygować, przecież to sama woda w słoiku?!„
"Darek, Darek, przyszła pani po 'te resztki!' „

                               Właśnie takie słowa można usłyszeć o swoim dziecku… „Woda”? „Resztki” ?


 Nie jestem sama!!!
Wydawało mi się, że pogodziłam się ze stratą…
Ale przyszedł wrzesień…
To właśnie teraz miało przyjść na świat moje Maleństwo…
Wspomnienia wróciły… Ból płonął w moim wnętrzu, łzy ciekły strumieniami…
Właśnie wtedy trafiłam na forum „Po stracie”
Już nie byłam sama… Jest Nas więcej…
Dostałam cudowną wiadomość…


śliwczeko pamiętaj jedno kochana: Twój Aniołek siedzi sobie razem z innymi aniołkami na pięknej chmurce, patrzy na swoją mamę z góry i zastanawia się: hmmm a dlaczego moja mama płacze??? dlaczego moja mama jest smutna???? […] walcz o Swoje szczęście ze względu na Swojego Aniołeczka!!!!!!!!!!!!! pamiętaj, ze gdy my płaczemy-Nasze Anielskie Maluszki noszą wiadra łez do Nieba, a nie chcemy przecież, aby Nasze maluszki ciężko pracowały tam w Niebie:) kiedyś przytulimy nasze Skarby:) mamy najbardziej idealne dzieci z idealnych, gdyż są One Aniołkami!!! 
To dzięki niej zrobiłam najpiękniejszą rzecz jaką może zrobić Mama Aniołka…
Pozwoliłam odejść mojemu Synkowi…
Każda z Nas Anielskich Mam spotkała się z brakiem zrozumienia, z wrogim wręcz nastawieniem do Naszej tragedii…


Mogłabym wyliczać i rzucać cytaty…
„nie byłaś w ciąży nie było zarodka”
„ludzie mają większe tragedię”
„Przesadzasz”
to jedne z najczęstszych słów, które ranią…



    Straciłam dziecko
 tego nie da się zapomnieć!

       Nie każ mi proszę bym zapomniała… -Wspomnienia to wszystko co mam!
       Nie neguj mojej żałoby – mam do niej prawo!
       Nie mów, „przestań płakać”- ja tego potrzebuję…
       Nie próbuj mnie zrozumieć… to nic nie da… Musisz to przeżyć, żeby zrozumieć…
       Możesz powiedzieć, że Ci przykro… jeżeli będę chciała powiem Ci co czuję, ale nie nalegaj!!!


MonikaO: [...]przepłakałam cały pobyt w szpitalu a potem jeszcze trochę, inni mówili przestań jeszcze jesteś młoda(mam 27 lat),jeszcze będą dzieci, itd jeszcze bardziej mnie dobili, to żadne pocieszenie dla mnie ,życie we mnie miało 4 tyg, co gorsza ciąża była ale jej nie było […]

     Ziemskie rodzeństwo

Ciężkie przeżycia spowodowały lęk przed kolejną ciążą…
-Czy już mogę zacząć się starać?
-Czy nie za wcześnie?
-A co jeśli…
NIKT nie zagwarantuje mi bezpieczeństwa…
Renya_24 :
„tutaj właśnie tkwi cały dramat matki która roni dziecko, raz albo wielokrotnie... nie wiadomo czemu tak się dzieje i jak zakończy się następne "podejście"  ciągle towarzyszy nam ten strach... obawa przed dwoma kreskami na teście a jednocześnie niejedna tak pragnie je ujrzeć...
trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze”
 Xxx:
    […]wyszedł mi w końcu konkretnie test: 2 //
nie cieszę sie jak poprzednio z dziewczynkami. Podchodzę do tego na zimno. juz raz sie cieszyłam i fruwałam nad ziemią  wiem jedno bardzo sie boje, strach mnie przeszywa, ale co mam być to będzie.[…]
  Xxx:
                […]co ja mam zrobić żeby ta moja macica wytrzymała ??? Boże Boże Boże proszę Cię o to dziecko.... […]
Urszula82:
                […] Jutro kupuję testa i zobaczymy, ale strasznie się boję.[…]
                               Czasami stres mija kiedy skończy się tragiczny okres poprzedniej ciąży… Ale niektóre mamy zostały osierocone kilka dni przed spodziewanym terminem lub zaraz po narodzinach…


                                                  Niestety nie każdej Anielskiej Mamie 
dane jest przechodzić przez stratę raz…
Urszula82:
 […]Tam zrobili mi USG i cud. Usłyszałam bicie serduszka, byłam bardzo szczęśliwa, bo już jechałam tam z myślą, że to już koniec. […] Wieczorem lekarz wziął mnie na USG i niestety powiedział, że dzidzi już tam nie ma   […]

Renya_24
[…] W ciszy... w ciszy i w ciemności... tak Cię pożegnałam moje maleństwo... przytuliłam mocno i oddałam własne serce gdy Twoje przestało bić, już go nie chcę, Tobie przyda się bardziej tam gdzie teraz jesteś...  […]
[...]w czwartek moja dzidzia poleciała do Aniołków  5tc to było chyba samoistne poronienie ......... byłam na USG i pobieraniu krewi dla potwierdzenia i niestety juz jej tam nie ma […]

xxx :      W ciąży byłam, ale już po sprawie... Powtórka z rozrywki... Nie płaczę... Na razie nie wierzę... […]Nawet widziałam jak popłynęło po nogach i mąż zbierał je z podłogi bo ja nie miałam siły... Nie będę Wam tu smęcić, bo sama chcę zapomnieć. [...]

MonikaO:
[…]mówię przyszłam potwierdzić ciążę,  zaczyna mnie badać i mówi; "ale pani plami wewnątrz" "pani zaczyna ronić„[…]


Nie zapominajmy, że jest jeszcze straszniejsza rzecz niż poronienie... Ciąża poza maciczna... Spotkało to pewną cudowną kobietę Karinę... Do dziś pamiętam słowa "serduszko ma tak silne, że po kilku dawkach leku ono nadal bije..." 
Dziś powiedziałam jej, że piszę ten tekst... Wiecie co napisała? "Ból jest jescze gorszy... Widzieć rączki, nóżki, bijące serduszko, a później pustkę.... " 


W  jaki sposób Pan Bóg wybiera matki nienarodzonych dzieci? 
 
                -Tej damy dziecko nienarodzone.
A na to ciekawski anioł:
-Dlaczego właśnie tej, Panie? Jest taka szczęśliwa.
- Właśnie tylko dlatego-mówi uśmiechnięty Bóg.-Czy mógłbym powierzyć nienarodzone dziecko kobiecie, która nie wie czym jest radość? Było by to okrutne.
-Ale czy będzie miała cierpliwość do dalszego życia? -pytał anioł.
-Nie chcę , aby miała nazbyt dużo cierpliwości, bo utonęła by w morzu łez, roztkliwiając się nad sobą i nad swoim bólem. A tak, jak jej tylko przejdzie szok i bunt, będzie potrafiła sobie ze wszystkim poradzić.
-Panie wydaje mi się , że ta kobieta nie wierzy nawet w Ciebie.
Bóg uśmiechnął się:
-To nieważne. Mogę temu przeciwdziałać. Ta kobieta jest doskonała. Posiada w sobie właściwą ilość egoizmu-
                               Anioł nie mógł uwierzyć swoim uszom.
-Egoizmu? Czyżby egoizm był cnotą?
Bóg przytaknął.
-Jeśli nie będzie potrafiła od czasu do czasu rozłączyć się ze swoim synem czy córką, nie da sobie nigdy rady. Tak, taka właśnie ma być kobieta, którą , obdaruję dzieckiem nienarodzonym. Kobieta , która teraz nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że kiedyś będą jej tego zazdrościć.
Nigdy nie będzie pewna żadnego słowa. Nigdy nie będzie ufała żadnemu swemu krokowi. Ale , kiedy stanie nad grobkiem uświadomi sobie cud , którego doświadczyła. Widząc drzewo lub zachód słońca lub niewidome dziecko , będzie potrafiła bardziej niż ktokolwiek inny dostrzec moją moc. 
                               Pozwolę jej, aby widziała rzeczy tak , jak ja sam widzę ( ciemnotę, okrucieństwo, uprzedzenia), i pomogę jej, aby potrafiła wzbić się ponad nie. Nigdy nie będzie samotna. Będę przy niej w każdej minucie jej życia, bo to ona w tak troskliwy sposób wykonuje swoją pracę, jakby była wciąż przy mnie.
- A święty patron?- zapytał anioł, trzymając zawieszone w powietrzu gotowe do pisania pióro.
Bóg uśmiechnął się.
- Wystarczy jej lustro


„Nienarodzone dzieci nie odchodzą... one tylko zmieniają datę swojego przyjścia na świat”


Są przypadki, gdzie faktycznie aborcję popieram… piszę to z ciężkim sercem, bo sama jestem mamą dwójki dzieci i nie potrafię sobie wyobrazić jak kobiety mogą coś takiego zrobić.
 Znam mamę, która twierdziła, ze jest za młoda na dziecko itp… Kiedy zaszła w kolejną ciążę, cały czas myślała o tamtym dziecku… Gdy młody przyszedł na świat nie do końca potrafiła się nim cieszyć, ciągle w głowie siedziały jej pytania “A jak wyglądałoby tamto dziecko?” Każda aborcja niezależnie od tego czy są ku temu przesłanki medyczne np.choroba genetyczna, czy po prostu “jestem za młoda” powinna być przedyskutowana z partnerem i dobrze przemyślana…. Dziecko to skarb niezależnie od tego w jakiej fazie się znajduje. Kobieta, która długo stara się o dziecko nie potrafi zrozumieć tych, co dzieci usuwają…. Nazywajcie to jak chcecie, ale dla mnie to morderstwo. Bijące serduszko, maleńkie zależne tylko i wyłącznie od Ciebie. Na prawdę chciałabyś je zabić?
Ja zawsze bardzo chciałam dzieci… Pierwszą ciążę poroniłam… Niewyobrażalny ból, który czasem wraca…. Nie życzę nikomu.


Dla Kobiet, które myślą tak jak autorka wspomnianego na początku bloga : 

Jeśli kiedyś zajdziesz w ciąże i pomyślisz o aborcji zastanów się nad tym 5 razy. Nigdy nie wiesz jak potoczy się Twoje życie i to dziecko, które usuniesz może być jedynym, które będzie Ci dane i co wtedy?

Dziś nie zasnę... 
Joasia K.