poniedziałek, 9 listopada 2015

Zagubiłam się w tym całym mamusiowaniu.

W kiepskim świetle lala wygląda na złą.



 Nie miała taka być, a jednak. 
Gdybym miała zrobić ją specjalnie taką na pewno by mi nie wyszła...

 ALE jest.

Tak właśnie się ostatnio czuje. 
Nie wiem dlaczego tak i co jest tego przyczyną ale mam dość.

Wszystko co robię - zdaniem niektórych leżę i pachnę i nic poza tym- jest sprowadzane do niczego, bo jedyny widoczny efekt mojej codziennej pracy to to, co podaje na talerzu.

Rano muszę ogarnąć moją cudowną Dwójkę, z wiecznie niezadowoloną i uciekającą Nelą...

 Sama będzie godzinę bawić się zakładając buty lub ubierze się po swojemu i chce wyjść... Rano zawsze ucieka, a złapana ze złością bije małymi rączkami nie tylko powietrze... Przy zmianie pieluszki kopie bez pamięci nie patrząc na to gdzie i co i kogo... 

Teoretycznie taki wiek - sprawdza co jej wolno czego nie... 

A w praktyce czuje, że to moja wina, że to moja porażka... jednak nie mam pojęcia co zrobiłam źle.

Wszystkie blogi są pełne radości i miłości...
Ja ostatnio rzadko ja czuję...
Nela na prawdę daje mi popalić... Jest właśnie jak ta lala... niby wszystko ok ale jednak...
Nie zrozumcie mnie źle, kocham ją ponad życie!

Czasem jednak nie mogę... Brakuje mi czasu dla Tymka, którego zaniedbuje, bo Nela wymaga 100% uwagi... Od Tymka dużo wymagam choć jest jeszcze taki malutki... Nie powinnam od niego tyle wymagać, bo przecież to jeszcze dziecko... MA PRAWO do tych dziecinnych zaczepek, oddawania Neli, ma prawo do własnych zabawek a jednak, często go tego prawa pozbawiam tłumacząc mu dlaczego tak, a nie inaczej. 

Wieczorem kiedy śpią, a Nelusiowy potworek wygląda na prawdę słodko chce mi się płakać. 

Wyć i krzyczeć. 

Jestem mamą, ale daleko mi do szczęśliwej mamy z reklamy... Po porodzie zostało mi prawie 30 kg, których nienawidzę, ale nie mam siły by coś z nimi zrobić... Jest mi źle ze samą sobą, ale myśl o diecie, a tym bardziej o ćwiczeniach przyprawia mnie o dreszcze. 

Wszystko robię w biegu podporządkowując się małej szefowej i szefowi... 
Do tego ciągle słyszę, że za dużo wydaję.... no własnie na co? 

Kasa ucieka, czas ucieka a ja? Ja stoje w miejscu, albo nawet się cofam. 

Kiedy Tymuś był w wieku Neli byłam już w ciąży. Ale wcześniej, kiedy Tymuś był młodszy było zupełnie inaczej, byłam szczęśliwa, zadowolona miałam moc i nawet odchudzanie szło mi rewelacyjnie, byłam już tak blisko osiągnięcia swojego celu... A teraz tylko się cofam... 

Znajomi właściwie poznikali wraz z zakończeniem studiów... Widoków na pracę chwilowo brak... 
Pojawiła się w moim życiu Ela, koleżanka z podobną pasją do mojej i tak jakoś się zgadało, że się udało i w końcu kogoś mam, do pogadania, jest jeszcze Asia, sąsiadka z dzieciństwa i tyle. 

Tylko czasu też mi brakuje, a i obycia towarzyskiego mi brakuje... 

Zagubiłam się w tym całym mamusiowaniu. ZGUBIŁAM SIĘ i nie mogę się odnaleźć. 

Zawsze (może tylko ) mi się wydawało, byłam duszą towarzystwa, a teraz nie umiem rozmawiać z ludźmi... Dzieci, dzieci i dzieci... Ostatnio nawet koleżance dałam do wyboru którą bułkę chce!  Nie ważne że były niemal identyczne... Często dzieciom daję wybór, by uczyły się podejmować decyzję zaczynając od błahych rzeczy... Wiecie jak mi było wstyd przed koleżanką kiedy uświadomiłam sobie co zrobiłam? 

Z moich towarzyskich przyjemności zostaje mi facebook -który bardzo mocno mnie ostatnio denerwuje prze kolorowanym macierzyństwem, wystawnym życiem i wolnością...  Jest też telefon dzięki któremu nie siedzę sama w domu... Kiedy nie można posiedzieć między ludźmi dobrze jest chociaż sobie pogadać...  

Ela też ma małego brzdąca i w sumie to rozmawiamy zazwyczaj w czwórkę (lub piątkę), bo młody rozgadany, a Nela też ciągle coś ode mnie potrzebuje, jak Tymuś w domu to też właśnie w tej chwili musi do mnie nawijać jak katarynka... Inka poszła do pracy i często rozmawia ze mną robiąc milion rzeczy na raz, a i z Asią łatwiej rozmawiać przez telefon niż się spotkać... 

Zawsze można się spotkać i pogadać prawda? Tylko jak? Nie da się tak codziennie bo trzeba robić milion rzeczy w koło, których nie widać, za które nikt Nas (mnie) nie docenia.... 

Człowiek jakby nie było jest istotą społeczną i potrzebuje innych do szczęścia, do bycia szczęśliwym... mi tego brakuje. 

Jednak jak to zmienić, kiedy nie ma się czasu nawet na wypicie ciepłej kawy w ciągu dnia? 

  

8 komentarzy:

  1. Przeczytałam i mam Ci tyle ochotę powiedzieć, ze nawet nie potrafię tego wypunktować. Spotkajmy się, co? :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej powiedz tylko gdzie i kiedy 😉

    OdpowiedzUsuń
  3. dokładnie Śliweczka

    OdpowiedzUsuń
  4. ej ej ej, Ala i Śliwa, spotkajcie się u mnie! :D Anita

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam dopiero dziś w nocy... I zastanawiam się czy Ty chwilami pisałaś o moich odczuciach... Mój mały brzdąc wprawdzie należy do tych grzecznych a starszy to już prawie dorosły człowiek, kocham ich nad życie ale czasem mam serdecznie dość... Jesteś wspaniała kochającą Mamą (przez duże M). A macierzyństwo z reklam to fikcja ... Jak większość w telewizji...
    Ps. Bułka była pyszna :-P

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Trafiłam do Ciebie od Uli Phelep i od razu na wpis tak bardzo osobisty. Też jestem mamą i też baaardzo często czuję się tak jak Ty. Niby wszystkie wiemy, że to kolorowe macierzyństwo z reklam to fikcja - a jednak człowiek się porównuje. Moje dzieci są takie jak Twoja Nela - zbuntowane, wszystko chcą robić po swojemu, a to każdą matkę może wykończyć. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) miło mi, że mimo marudnego wpisu Cię uszczęśliwiłam ^_^

      Usuń